Jedzenie jako nośnik emocji

Wyrażanie najprostszych emocji dla wielu z nas jest problemem. Nie potrafimy tego zrobić w sposób szczery i otwarty. Tak pewnie działają mechanizmy samoobronne. To zrozumiałe, ale utrudnia życie. Może inaczej – niepotrzebnie je komplikuje.

Czy wspólne jedzenie i gotowanie może nam to ułatwić?  Czy jedzenie może być nośnikiem emocji?

Nie odżywiamy – karmimy. Jest w tym uważność, czułość wręcz – wartość nadrzędna – nie tylko w gotowaniu. Karmienie jest niekłopotliwą formą okazywania jej. Bez uczucia skrępowania (po obu stronach). Bez narzucania się. Bez tych wszystkich niepotrzebnych obaw, ze względu na które zbyt często rezygnujemy, lub udajemy bardziej niedostępnych niż w istocie jesteśmy. Bardziej niezależnych. Bardziej twardych.

Jedzenie, próbowanie, wyjadanie sobie z talerza, z widelca, z palców. Jest w tym niezaprzeczalna zażyłość i intymność niezawstydzająca. Skoro mówienie o emocjach, okazywanie ich przychodzi nam z trudem – może zacznijmy od jedzenia.

Lubię gotować. Szczególnie dla osób, które są dla mnie ważne. Wtedy naprawdę ma to znaczenie  Jeszcze bardziej lubię patrzeć kiedy jedzą. Opuszczam wtedy gardę, mięknę, ocieplam się.

I choć NIE WOLNO mówić z pełnymi ustami, to bywa że jedzenie toruje drogę dla słów istotnych. Są proste pozytywne emocje i słowa , które je nazywają. I nie ma się czego wstydzić. Tym bardziej bać.

Obok siedzi człowiek, który zaufał ci na tyle, że zjada to co dla niego ugotowałeś/ ałaś. Czy jest możliwe, że jednocześnie będzie chciał świadomie cię zranić? Nie sądzę. Nie sądzę, nawet przy założeniu, że na ludziach nie znam się (na jedzeniu mimo wszystko odrobinę bardziej).

I jeszcze jedno. Do gotowania zwykle używam obu rąk. Zatem przystępując do niego najpierw muszę się z nich rozplątać, rozsupłać nitka po nitce.  Jedzenie z kolei wymaga użycia ręki przynajmniej jednej. Również tutaj proces rozsupłania jest konieczny. To nie jest proste, ale żeby gotować, karmić i jeść  – trzeba to zrobić, nie ma wyjścia.

Uhmmm, tak. Stało się.  Jesteśmy chwilowo rozsupłani. Mamy wolne ręce. Możemy karmić, jeść, rozmawiać, pobyć. Nienerwowo. Bez pośpiechu. Tyle wystarczy.

Jedzenie ma w sobie coś z przytulenia. Nawet jeśli upierasz się, że tego nie lubisz, że nie potrzebujesz. Musisz to robić, żeby żyć, lub poczuć, że żyjesz.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *